piątek, 3 kwietnia 2009
MUZEUM SNÓW
ciepłą czerwienią ust
pomarańczem słodkiego przyzwolenia
w słońcu rozkwitłym żółtym polnym kwiatem
spojrzenia magicznego zielenią
błękitną chwilą zachwytu
spójrz na mnie powiedziała
jestem twoją
tęczą
skosztowaniem granatu spełnienia
w fiolecie budzącej się nocy
*** (BŁĄDZIŁA WCIĄŻ)
błądziła wciąż
w poszukiwaniu dnia przy skąpym świetle księżyca
cienistego wypatrywała lasu w oceanie
pustkowia
na bezludziu ukochanej twarzy
zasuszała wspomnienia jak kwiaty
by nagle ścięte nie zwiędły
i była jak owa kobieta
której szczęścia chwile przepadły
anielskim głosem skrzętnie wyliczone
i kiedy spotkała mnie po wyczerpującej podróży
mówiła tak:
- oto me dłonie
odetnij mi dłonie
- oto moja głowa
zetnij mi głowę
- oto moje serce
wyrwij mi serce
- oto moje ciało
spal moje ciało
- oto moje życie
zduś we mnie życie
ale
nie odbieraj mi
tej odrobiny
miłości
KRÓLOWA UCIECZKI
panuje nade mną
niepodzielnie
surowa
po kolana we krwi
nie!
na kolanach!
biegnę do niej
pełznę
beznogi gad
złoto na jej skroniach
poraża mój wzrok i
kiedy jestem u celu to jej tu nie ma
lecz słyszę jej wszechwładny krzyk
rwący w oddali ciszę
*** (MÓWISZ)
mówisz
jutro już mnie nie będzie
możesz odejść jeszcze dzisiaj
odpowiadam
mówisz
jutro już mnie nie będzie dla ciebie
możesz odejść jeszcze dzisiaj
kłamię
NIEDZIELNE ROZMYŚLENIA O KOBIECIE KOCHAJĄCEJ BOGA
Oddam ci każde moje słowo
Ale moje myśli będą należeć do Niego
Wpuszczę cię do mego serca
Ale wiedz że wcześniej zamieszkał w nim już On
Wyjdę za ciebie
Lecz Jemu poświęcę me życie
Oddam ci moje ciało
Lecz ma dusza już teraz należy do Niego
Urodzę ci dzieci
Ale prawdziwym Ojcem będzie tylko On
Nigdy cię nie zdradzę
Choć tylko Jemu potrafię być wierna
Nie opuszczę cię aż do śmierci
Lecz potem będę już tylko z Nim
MAMIE
śmierć
to krótkowłosa dziewczyna
która budzi zaufanie
która uśmierza ból
która przynosi tacę pełną tabletek
która robi zastrzyki
która łata nadzieję strzępami zdań
która nakrywa kocem
która cierpliwie czeka na opadnięcie powiek
śmierć
to krótkowłosa dziewczyna
o głębokim spojrzeniu
która wychodzi z pokoju
która nie trzaska drzwiami
która nie budzi domowników
która gasi światło
UWIERZ W ANIOŁY
Uwierz w Anioły
nawet jeśli ich skrzydła są czarne
Uwierz w Diabła
choćby na jego rogach spoczywała
płonąca aureola
Uwierz w ślepą miłość
i równie ślepą nienawiść
Uwierz w słowa, z których szydzi czas
Uwierz w strach
Uwierz oczom i spragnionym dłoniom
obrazom pełnym barw i zaklętego
Milczenia
Uwierz w dotyk, w muzykę i w głos,
i w ciszę
Uwierz w tysiące codziennych spraw
Któregoś dnia uwierz
we mnie
STRACH
"Jak ci na imię?" - "Nie wiem..."
"Skąd tu przychodzisz?" - "Z bliska...
Tęsknię za ciepłem, za śpiewem,
za drżeniem w mocnych uściskach.
Jam dziewczę - cud... Złotowłosa...
Lecz nie chcę wznosić zawoi,
bo ten oto pan, co się boi,
ujrzy mnie zmorą bez nosa...
Nie oślepiajcie mnie zdjęciem!
Pod sufit odpływam, blada...
Nonsens, strzeżony tak święcie,
chcecież przemocą wybadać?"
SERCE
Zwrócono mi moje serce,
dane w olśnieniu złotem...
Wiem już, że nie jest ono trujące jak szalej
ani wielkie, ani mocne jak serce orlicy,
że nie broni praw jego diabeł czarnolicy -
ale będę nosić je dalej,
szczęśliwa, że znów je dostałam
z powrotem.
ZAWÓD W MIŁOŚCI
Okrucieństwo Natury, ten zarzut surowy,
Lecz słuszny, choć go serce z rozpaczą odgania,
Ten błąd wieczny, tyrański, wyrodnej urody,
Niepokoi mnie nocą, aż się gwiazdy mącą,
Zmieniając konstelacje w znaki zapytania.
I nie cieszy mnie więcej róża, winogrono,
Rzewna zieleń majowa czy jesienne złoto.
Smutna jestem jak córka, której dowiedziono,
Że jej matka, rodzona, kochana gorąco,
Jest czarnym charakterem, okrutną istotą.
KRÓLOWA MROZU
Oto Królowa Mrozu idzie przez ulicę,
otoczona przez dziką śnieżycę.
Usta ma blade, zaciśnięte twardo
i kapelusz z zaśnieżoną kokardą -
w ręku list. Czarne słowa na białym papierze,
z których mróz swój początek bierze.
Idzie prędko ku rzece. Zamarzłe ma oczy.
Rzeka stanie, gdy Królowa w nią skoczy.
PRZEDWIOŚNIE
dwa obłoki na pustym niebie
i my w oknie salonu sami
chmury tulą się mocno do siebie
cicho krzycząc błyskawicami
czwartek, 2 kwietnia 2009
RÓŻA, LASY I ŚWIAT
Nie czas żałować róży, kiedy płoną lasy -
Nie czas lasów żałować, kiedy płonie świat,
Gdy obszar ziemski jedną staje się Saharą...
Nie czas żałować świata, gdy wznowił się chaos,
Gdy dnia i godziny nikt nie wie,
Kiedy Bóg, kulą ziemską w pierś trafiony, padł
I powstał jak lew w swym gniewie! -
Gdy noc każda najgłębszą czerni się żałobą...
- - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jednak żałuję róży i płaczę nad sobą.
SPÓŹNIONY LIST
Może kiedyś, nieoczekiwanie,
przyjdzie list ten. I nic się nie stanie.
Tylko patrząc w oczy Panu Bogu
rzeknę z cicha: "za późno, mój Panie!"
FOTOGRAFIA
Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to - to jest bardzo mało...
LA PRÉCIEUSE
Widzę cię w futro wtuloną,
wahającą się nad małą kałużą,
z chińskim pieskiem pod pachą, z parasolem i z różą...
I jakżeż ty zrobisz krok w nieskończoność?
MIŁOŚĆ (1)
Nie widziałem cię już od miesiąca.
I nic. jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza
MIŁOŚĆ (2)
Wciąż rozmyślasz. Uparcie i skrycie.
Patrzysz w okno i smutek masz w oku...
Przecież mnie kochasz nad życie?
Sam mówiłeś przeszłego roku...
Śmiejesz się, lecz coś tkwi poza tem.
Patrzysz w niebo, na rzeźby obłoków...
Przecież ja jestem niebem i światem?
Sam mówiłeś- przeszłego roku...
WIERSZ UKRADZIONY
Papierowy okręcik popłynąć nie może
wciąż odrzucany przez szumiące morze.
Lecz niech go tylko słońce wysuszy na wietrze
a popłynie jak żaden - w powietrze!
MORZE I NIEBO
Fale świecą jak szkiełka czeskie
i szepcą, by się morza nie bać,
choć jest jak połowa nieba:
równie pełne śmierci i niebieskie.
środa, 1 kwietnia 2009
RÓŻOWA MAGIA
Na złocistej fajerce
spalę różową różę
czarne pióreczko kurze
i jedno ludzkie serce.
Nikogo nie otruję,
nikogo nie zabiję,
Serce to jest niczyje
jest ono tylko - moje.
Gołębia nie zaduszę,
me czary są bezkrwawe
w czarodziejską potrawę
wrzucę ma własną duszę.
MODLITWA
O pocałunku, któryś jest w niebie
razem z duszami bzu i jaśminu!
Krwi i bezsennych łąk gwiezdnych synu!
O pocałunku, któryś jest w niebie!
O treści wszystkich myśli i czynów!
O upragniony mej duszy chlebie!
Tęsknoto wichrów! Bajko jaśminów!
O pocałunku, któryś jest w niebie!
Me smutne usta zwiędną w czas krótki,
a gdy z nich barwą oddaną glebie
w amarantowe przejdzie stokrotki -
wówczas mi zagrasz twą pieśń skrzypcową,
zamkniesz mnie w obce wieczności słowo,
o pocałunku, któryś jest w niebie!!
ZANURZCIE MNIE W NIEGO
Zanurzcie mnie w Niego
jakby różę w dzbanek
po oczy,
po czoło,
po snop włosa jasnego -
niech mnie opłynie wkoło,
niech się przeze mnie toczy
jak woda całująca
Oceanu Wielkiego.
Niech zginie noc, poranek,
blask księżyca czy słońca,
lecz niech on we mnie wnika
jak skrzypcowa muzyka -
gdy mi do serca dotrze,
będę tym co najsłodsze-
-Nim.
BERCEUSE
Oczy twe ciche są jeszcze, oczy twe ciche są jeszcze,
kiedy mnie bierzesz w ramiona -
spokojnych gwiazd płyną deszcze, łagodnych gwiazd płyną deszcze
i śnieg na śniegu gdzieś kona...
W milczeniu zbladły nam twarze, w milczeniu zgasły nam twarze
i dusze bledną w miłości...
w błękitnym stoi oparze, w półsennym stoi oparze
różowe serce światłości...
Spoczywam na twoim łożu, zasypiam na twoim łożu,
jak na dnie srebrzystych noszy,
stojących gdzieś na rozdrożu, wstrzymanych gdzieś na rozdrożu
w oczekiwaniu rozkoszy...
*** (MOJA MIŁOŚĆ)
Moja miłość przeszła w wicher wiosenny -
w wicher wiosenny - me szaleństwo w burzę -
w burzę - moja rozkosz w dreszcz senny -
w dreszcz senny - moja wiosna w róże -
Z wichru spłynie moja miłość nowa -
miłość nowa - z burzy szał wystrzeli -
szał wystrzeli - sen rozkosz wychowa,
wiosna wstanie z różanej kąpieli.
NAJPIĘKNIEJSZE MIŁOŚCI
Najpiękniejsze są miłości, których nie ma
Które jutro może przyjdą albo nie
Najpiękniejsze są miłości, których nie ma
Światło z nieba nie wiadomo jak i gdzie
Najpiękniejsze są miłości niewiadome
Nie wiadomo kiedy, gdzie, dlaczego, jak
Niewiadome może wyjść zza rogu domu
Więc się nie zdziw, kiedy ciebie porwie wiatr
I jak długo jeszcze będziesz na nią czekał
może tydzień, może miesiąc, może więcej
Wszystko jedno co się stanie, najpiękniejsze jest czekanie
Uwierz w prawdę wyśpiewaną w tej piosence
Tylko kiedyś, może jutro, może dalej
Coś się zmieni, może ci przybędzie lat
I obejrzysz się przez ramię, powiesz że piosenka kłamie
Mówi pamięć, że nieprawda że jest tak
Najpiękniejsze są miłości, które były
Są jak stare wino kiedy płynie czas
Najpiękniejsze są miłości, które były
Taka chwila przyjdzie na każdego z nas
Najpiękniejsze są miłości przedawnione
Dnia któregoś stwierdzisz taki prosty fakt
Może trochę brak Ci siły, może świat nie taki miły
I już nie chcesz by cie porwał wiatr
JUŻ TYLKO SIĘ ZNAMY
To może przypadek, że znów się widzimy
Patrzymy na siebie w spokojnej udręce
Spojrzenia spłowiały przez lata i zimy
Dziś tylko się znamy - nic więcej
Uśmiechniesz się dziwnie, inaczej niż wtedy
Gdy było do siebie nam bliżej niż blisko
To było niedawno, a mówi się kiedyś
Dziś tylko się znamy - to wszystko
Dzielimy złą ciszę obcymi słowami
Ty serce masz chłodne i chłodne masz ręce
Za chwilę pójdziemy innymi drogami
Bo tylko się znamy, nic więcej
PIOSENKA Z LEŚMIANA
Jonasz Kofta
Pamięć pamięta o pamięci
I pewnie nigdy nie przestanie
Więc muszę, ziemia wciąż się kręci
Pożegnać tamto pożegnanie
Zrobiłaś dłonią mały ruch
I powiedziałaś - usiądź, nie stój
A to był gest
I tylko gest
I nic nie było oprócz gestu
Wiedziałem już, co mówić chcesz
I chciałem przerwać ci w pół słowa
Bo ciebie więcej niźli mnie
Miała kosztować ta rozmowa
Nie znaleźliśmy swoich ról
Wśród powtarzanych słów zbyt wielu,
Bo to był ból
I tylko ból
I nic nie było oprócz bólu
Gdy nagle rozległ się Twój śmiech
W nieznanym, urywanym rytmie
To powiedziałem sobie: niech
Że wszystko jedno, byle szybciej
Zmartwiałem i błagałem los
Żeby zabrakło ci oddechu
Bo to był śmiech
I tylko śmiech
I nic nie było oprócz śmiechu
Nagle urwałaś. Został chłód
Który już nie mógł nas zasmucić
Bezgłośne znaki białych nut
Melodii, której się nie nuci
Już się nie było czego bać
Baliśmy się każdego dźwięku
Bo to był lęk
I tylko lęk
I nic nie było oprócz lęku
Uspokojony nagle tak
Milczałem tak, jak ty milczałaś
Nie było nam milczenia brak
A cisza jest wyrozumiała
Zaczęła niknąć twoja twarz
Za gęstniejącą mroku falą
Bo to był żal
I tylko żal
I nic nie było oprócz żalu
I jeszcze gorączkowy zryw
By wszystko uznać za niebyłe
Przypominałem sobie sny
Takie nieważne, takie miłe
I nagle jedna jasna myśl
Że już zatrzymać cię nie sposób
Bo to był los
I tylko los
I nic nie było oprócz losu
WOŁANIE EURYDYKI
Orfeuszu
Gdzie jesteś?
Pomyliłeś
Znów piętra
Ja cię czekam
Na ziemi
Piętro niżej
Od piekła
Tutaj wszystko
Jest czyjeś
Tylko łzy są
Niczyje
Orfeuszu
Na ziemi
Się żyje
Orfeuszu
Mężczyźni
Przybierali
Twą postać
Tyle rąk
Tyle ust
Tyle rozstań
Orfeuszu
Przebaczysz
Przecież sam tak
Śpiewałeś:
Tylko drzewa
Umieją
Być same
Orfeuszu
Kłamali
Skradzionymi
Słowami
Które tobie
Ukradli
Kochany
Trzeba było
Je chronić
Teraz znają
Je wszyscy
Powtarzają
Kiedy chcą
Niszczyć
Orfeuszu
Gdzie błądzisz
Piętro niżej
Zjedź windą
Orfeuszu
Nie zdążysz
A za chwilę
Znów przyjdą
Orfeuszu
Gdzie jesteś?
Pomyliłeś
Znów piętra
Ja cię czekam
Na ziemi
Piętro niżej
Od piekła
Orfeuszu
Za późno
Patrzysz czemu
Tak pusto
Orfeuszu
Zabiło
Mnie lustro